Różne

Gdzie idzie riksza?

Gdzieś w pobliżu pedałów gazu i hamulca tej trójkołowej hybrydy samochodu i motocykla, który w Azji nazywa się "tuk-tuk", był kabel z uchwytem, ​​coś w rodzaju silnika tnącego. Kierowca zaczął z siłą, by przeciągnąć kabel nad sobą, trzymając go za uchwyt. Energiczne ruchy ręki powróciły do ​​obrotu ciała. W odpowiedzi silnik zareagował tylko zdezorientowanym dudnieniem, który natychmiast ucichł. Wreszcie, próby z ósmego, silnik udało się uruchomić: było już bardziej rytmiczne grzechoczące, a chmura czarnego dymu ogarnęła samochód, który, najwyraźniej, wyciągnął rurę z siebie.

Po wykonaniu śmiałej zmiany na 180, pukanie z rykiem i kołysanie zaczęły przekraczać nadjeżdżającą linię. Nagle manewrował między samochodami, motocyklami, rowerami, ludźmi i krowy śpiącymi w drodze, dopóki nie wjechał na swoją drogę. Próby rozróżnienia porządku i logiki w całym tym ruchu transportowym zakończyły się niepowodzeniem. Samochody wychodziły z najbardziej nieprzewidywalnych miejsc: tutaj, między dwoma domami, które na pierwszy rzut oka były ze sobą ściśle związane, wydawał się żółty nos tej samej trójkołowej taksówki, który w każdej chwili groził opuszczeniem i zastąpieniem swojej strony śmiercionośną kolizją ...

Ale kierowca zręcznie przejechał każdą przeszkodę, nie przestając sygnalizować przy każdym manewrze. Samochód, podskakując na wybojach, pędził wąską ulicą zatłoczoną ludźmi, samochodami i zwierzętami. Czasami wydawało się, że ruch taksówki doświadczył ogromnego oporu środowiska, tak jakby jechał pod wodą, tak gęste było powietrze, które zawierało duże stężenie wilgoci, ciepła, zapachów potu, przypraw, ścieków i tysięcy nieznanych smaków!

W tuk-tuku nie było drzwi, a powietrze swobodnie przenikało przestrzeń między tylnym siedzeniem a dachem kabiny, gdzie zwykle siedział pasażer i gdzie kierowca czasami zaglądał przez swoje lusterko. Ale nic nie ocalało przed wszechobecnym, wilgotnym, dusznym, zatęchłym żarem, który wyciskał krople potu z ciemnych, nagich pleców Indian, ciągnąc za ramiona duże, ludzkie wielkości wiązki, plik pełen kwiatów.

Pochód pogrzebowy ruszył wzdłuż drogi w chmurze kadzideł. Podczas podróży samochodem można było zobaczyć jeszcze kilka takich procesji.

Gdzieś w oddali rozległ się stłumiony pomruk, jakieś znajome słowa, trudne do odczytania ...

"To miasto nie zapomina o śmierci!" - kierowca przefiltrował przez mokry kaszel. Odchrząknął głośno i wypluł kawałek czerwonej plwociny na brudny asfalt:

"Pogrzeby pogrzebowe nigdy nie wychodzą, a dym z nich przecieka nawet do domów! Braminowie wypowiadają święte mantry nad zmarłymi cały czas, a niezliczone konwenty pogrzebowe powodują zatory na drogach, przybywają tu, by umrzeć tu nad brzegiem rzeki, i otrzymują całe morze ludzkich szczątków i Niektórzy turyści odczuwają przygnębiający efekt, po powrocie do domu obiecują sobie, że nigdy nie przyjdą ponownie w to straszne miejsce, a po odzyskaniu szoku powracają do swojej firmy: do pracy, do rodziny, do rozrywki. "

Kierowca zamilkł, ponieważ nie miał siły, by krzyczeć ze wszystkich stron oszałamiającą bibiką. Rzeka znajdowała się kilka kilometrów dalej, ale wydawało się, że jej niewidzialna obecność już tu była odczuwalna.

Tuk-tuk zatrzymał się na skrzyżowaniu, na którym nie było policyjnego kontrolera ruchu. On najwyraźniej niedawno opuścił swój posterunek. I oczywiście powstał chaos: wszyscy chcieli jechać naprzód, ale przecinający się ruch nie pozwalał na to.
Mimo tego bałaganu żaden z uczestników korku nie wykazywał irytacji ani niecierpliwości. Kierowcy cicho naciskali na swoje klaksony, jakby składali hołd pewnej tradycji i nie próbowali wpływać na sytuację żadnym specjalnym rytuałem drogowym.

Na prawo od skrzyżowania, na małej betonowej wyspie parkingu, znajdowało się kilka tuk-tuków, których właściciele leniwie drzemali na tylnych siedzeniach, okryte upałem. Widząc, co dzieje się na drodze, wstali i ruszyli w stronę skrzyżowania. A kiedy się tam pojawili, zaczęli machać rękami, wskazując kierunek do samochodów, jak najbardziej prawdziwy kontroler ruchu!

A ich inicjatywa zaowocowała: w niecałe pięć minut, po rozwiązaniu korka, sklepy, kafejki uliczne, fryzjerzy i świątynie znów zaczęły pędzić.

"Widziałeś, jak to jest, dlatego kocham Indie! Pomimo patologicznego lenistwa Indian, zawsze są gotowi do pomocy", krzyknął Kierowca.

Po minucie hałas minął i już mógł mówić bez podnoszenia głosu:

"Są ludzie, którzy wciąż wracają do tego miasta, dlaczego? Kto wie?" Ktoś po prostu uwielbia odczuwać szok i silne emocje, inni widzą w tym świętą pielgrzymkę, ale dla niektórych widzenie ducha śmierci oczyszcza duszę. po odwiedzeniu płonących brzegów nigdy już nie będzie tak samo Nie możesz dwukrotnie iść do Rzeki, nie dlatego, że rzeka się zmienia, ale dlatego, że osoba, która odwiedziła te miejsca, staje się inna, nie możesz ukryć się przed śmiercią, wszystko jest przed nią równy, prześcignie on bogatych i biednych, mądrych i głupich ludzi osiągnięcia i rząd i ludzie bez niego. W każdej sekundzie naszego życia, będziemy ostatni kamień milowy ".

Niejasno potoczyło się monotonne bełkotanie. Trudno było określić jego źródło. Wydawało się, że pochodzi zewsząd.

Zniknął kolejny procesja pogrzebowa. Kierowca bez zatrzymywania ruchu i manewrów obserwował ciało udekorowane kwiatami, owinięte w jasny materiał i kontynuował:

"Wszystko byłoby w porządku, gdybyśmy wszyscy zmarli w starości, przeżywszy termin mierzony naszym zdrowiem, ale nasze życie zależy od wielu zbiegów okoliczności! Ona, wraz z wszystkimi swoimi myślami, marzeniami, planami, uczuciami, miłością, może zostać odcięta przez pechowego kierowcę, kto nie zasnął wystarczająco wczoraj wieczorem i zasnął za kierownicą Czy masz pojęcie, ilu nieznajomych musimy ufać naszym codziennym życiem: policjanci, kierowcy, lekarze, piloci, strażnicy, a nawet kucharze! I nie tylko ludzie! zwierzę, czy to wielkość byka, czy mniej niż szpilka, na przykład wirus, a twoje ciało! Choć nic ci się nie dzieje, wydaje się całkiem wytrzymałe, ale jeśli samochód wjedzie na niego z prędkością 60 kilometrów na godzinę, to koniec! "

Kierowca wykonał ostatnie polecenie gestami: spojrzał w górę z kierownicy, odwrócił się, rozłożył ręce i uderzył pięścią w otwartą dłoń drugiej ręki, która zbliżyła ją do siebie. Koło podczas tej prezentacji chaotycznie zwisało, ponieważ asfalt był bardzo nierówny. Nagle samochód, ostro kołysząc się z faktu, że koło znalazło się na kamieniu, zaczął pędzić w stronę śmietnika (prawdopodobnie jedynego w tym mieście, ponieważ miejscowa ludność jest przyzwyczajona do umieszczania śmieci pod ich stopami). Kierowca, zauważając, szybko chwycił kierownicę, skręcił ją w lewo i wrócił na poprzedni kurs, zapobiegając kolizji.

"Widzisz!" Powiedział: "Jak wszystko się dzieje! Nasze życie jest, po pierwsze, skończone, a po drugie bardzo kruche, a jeśli ktoś ma choć odrobinę mądrości, to komunikacja z tym miastem śmierci napełnia go tą prawdą!" Coraz bardziej ceni sobie życie, gdy widzi, jak rzeka bierze ciało za ciałem, ciało za ciałem ... Nie wszyscy mają tyle czasu i nie wiadomo, ile zostało: 60 lat, rok czy dziesięć minut! Momenty życia są jak ziarna piasku, każdy ułamek sekundy popada w zapomnienie: każdy taki moment jest wyjątkowy, nie można go odzyskać, należy się nim cieszyć A jeśli dana osoba ma już dwa ziarna piasku mądrości, to pokazuje tę wiedzę w praktyce i przestaje marnować cenne minuty na wszystkie bzdury, zaczyna żyć! I robi to, co ważne, co ważne, dwa litry benzyny! "

Ostatnie słowa zostały skierowane do pracownika stacji benzynowej, który siedział z znudzonym wyrazem na plastikowym krześle obok kolumny. Dokładnie z tym samym znudzonym wyglądem, zaczął wlewać benzynę do zbiornika tuk-tuka. Nagły przystanek zmusił kierowcę do zatrzymania monologu. Wyszedł, plując na ziemię, zaczął ugniatać bolące kończyny i stało się jasne, że jego jasnoszary mundur jest dla niego mały. I wygląda na to, że nie został wymazany przez długi czas.

Po pewnym czasie samochód ruszył ponownie. Rzeka zbliżała się coraz bardziej, a to uczucie wody, które bez zatrzymywania, przyjmowało zmarłych, było rozlewane wszędzie. Były nasycone drzewami wzdłuż drogi, zniszczonymi domami i wąskimi, ciemnymi ulicami, które powoli zaczęły schodzić do wody.

Wkrótce na mostek wjechała taksówka, a potem w końcu pojawiła się Rzeka! Była wystarczająco szeroka. Poniżej spłynęły resztki kłód i glonów, które zostały zebrane przez szybki prąd. To jest wielka i straszna Rzeka, święta, żyzna Rzeka, straszliwa i piękna Rzeka, której woda zmywa wszystkie grzechy! Teraz, pod monolitycznym szarym, południowym niebem, wyglądała całkiem normalnie. To prawda, że ​​zjazdy wzdłuż wody, zjazdy ghatów z ostrymi wieżyczkami świątyń, latawce wznoszące się nad nimi i, oczywiście, ognie kremacyjne, stworzyły wyjątkowy i niepowtarzalny smak.

Przeciwny brzeg nie był wcale widoczny z powodu gęstej mgły, nawet mgły, ale zasłony ciemności, która pochłaniała całe światło. Trudno było powiedzieć, jakie to zjawisko klimatyczne.

Tajemnicze mamrotanie zbliżało się z każdym kilometrem, teraz można było odróżnić poszczególne słowa. Był to martwy język, który natychmiast przerwał głos kierowcy.

Pierwsze zdanie, jak zwykle, zostało przefiltrowane przez plwocinę zgromadzoną w gardle:

"Ludzie spędzają większość swojego życia na bzdurach!" Oczyścił gardło, "dostał pracę, zaoszczędził pieniądze, oglądał głupie filmy" - splunął - "ich myśli nie wykraczają poza własne żołądki i genitalia, żyją jak nigdy nie umierają" , jak gdybyś mógł wydać na to cenne życie, a wielu z nich boi się życia w ogóle, próbuj uciec od niego, upijaj się i zapomnij. Traktują życie nie jako największy dar na świecie, ale jako ciężkie brzemię, czas musisz wypełnić wszelkiego rodzaju bzdury, jeśli tylko o życiu podążajcie za tymi zajęciami w sposób dyskretny i szybki! Co to za masowe szaleństwo! Dlaczego ludzie filtrują swoje chwile życia palcami, jak ziarenka piasku w Rzece?

W końcu najważniejsza rzecz to nie szacunek, władza, pieniądze i sława. Najlepsze rzeczy, jakie możemy uzyskać w tym życiu to miłość, harmonia, to połączenie ze światem i naturą, to jest wieczny pokój i szczęście, stojące po drugiej stronie wszystkich ziemskich przyjemności, to rozpuszczanie się w całym wszechświecie, w Bogu, jeśli proszę! Oto, co Hindusi nazywają Brahmanem, buddystami - naturą Buddy, taoistami - tao, chrześcijanami - miłością lub Bogiem. Aby urzeczywistnić tę boską naturę w nas, która jest w każdym z nas, nie trzeba stać się pustelnikiem i yoginem. Bóg rozprzestrzenia się dookoła i wewnątrz, dotyka wszystkich aspektów bytu, jest Bogiem i nie ma nic w tym, co nie jest Bogiem, On jest w nas, a my jesteśmy w Nim. Bóg nie mieszka gdzieś daleko. Nie ma specjalnego miejsca w kosmosie. Ale ma miejsce w czasie. Jego boski tron ​​wznosi się w chwili tu i teraz!

Dlatego poświęcamy to życie, aby osiągnąć ten moment. W końcu nie ma nic ważniejszego! Nic w tym życiu nie przyniesie tyle spokoju i radości! I mówię o życiu, a nie śmierci. Każdy ma szansę znaleźć Boga tutaj, zanim pochłonie go ogień miasta zmarłych! A co ze śmiercią? To jest dla mnie tajemnica. Po prostu doprowadzam ludzi do punktu wyjścia, to wszystko. Nie byłem po drugiej stronie Rzeki i nikt z żyjących nie wie, co jest po drugiej stronie, jak ciemno! Ale jeśli coś tam jest, wtedy nie będziemy w stanie odebrać naszego ulubionego samochodu lub "cennej" pracy, naszego pięknego domu i uroczej żony. Wierzę, że tam weźmiemy tylko sumę naszych dobrych uczynków, rezultatów pracy duchowej zgromadzonej w modlitwach, postach, kontemplacji, medytacji, ćwiczeniach jogicznych, dobrych uczynkach i myślach. I nic więcej! I dlaczego nie możesz poświęcić choćby niewielkiej części swojego życia na pracę duchową? W końcu życie jest tak krótkie, a za tym czekamy na wieczność ... "

Samochód zwolnił po wielkich kamiennych stopniach, schodząc do wody, na powierzchni której kwiaty unosiły się w mieszance ze śmieciami. Turyści nie byli tutaj. Tu i tam leżały przygotowane duże wiązki drewna na opał. Pomiędzy nimi tragarze krzątali się w brudnych chustach owiniętych wokół głowy, sczerniałych sadzą.

"Mam nadzieję, że twoje życie nie jest tak bezsensowne, jak mijają miliardy ludzi." Dobrze, na drugim brzegu.

Po tych słowach Kierowcy samochód owinął się czarnym dymem, ale już nie pochodziło z fajki tuk-tuk. Urodził się przy ogniu, który stopniowo wchłaniał ludzkie ciało leżące na kłodach w pobliżu wody.

Obok martwego człowieka, kołysząc się miarowo, jakby w transie, stał bramin. Jego brązowy tors był pokryty popiołem, jego źrenice potoczyły się pod brwiami, odsłaniając białka jego oczu. Jego usta zsynchronizowały się z tym dziwnym szmerem, który został usłyszany przez całą drogę i który stał się ogłuszający. Ale wydawało się, że wcale nie pochodzi od księdza. Rozprzestrzeniał się wszędzie, a nawet powietrze i otaczająca przestrzeń wibrowały w czasie. Były to mantry w martwym języku przeznaczonym dla zmarłych.

Ciało zmarłego szybko spłonęło, po czym popioły zostały spuszczone do rzeki. Portierzy krzyknęli: "Następny!"

Minęło kilka chwil. I wszystko zatrzymało się. Każdy ruch się zatrzymał. Płonęły tylko płonące kłody, a nad nimi czarny dym i płomienie pożerające każdy kawałek szarego nieba. Mrok z tego brzegu już tu był, gromadził się coraz gęstiej i gęsto, ale święte mantry wydawały się nie pozwalać jej na całkowite zamknięcie.

Już nie można było powiedzieć, że ktoś je wypowiedział, ponieważ nie zagłuszały już poziomu ludzkiego ucha. I nie było słuchu, wzroku, ani dotyku. Była tylko czysta, zjednoczona, dobra, bez żadnego podziału i sprzeczności bytu, w nierozerwalną tkankę, z której wpleciono te wibracje. Zawsze tu był, zawsze tam i będzie: niezmienny i wieczny, nigdy nie przestaje! Czym zatem było ludzkie życie? I czy ona w ogóle była?

Następny! - tragarze krzyczeli po tym, jak popioły zostały pochłonięte przez ciemne, ledwo falujące wody Gangesu, świętej rzeki niosącej szare wody przez święte Varanasi, miasto, w którym pogrzeby nie wychodzą ...

Obejrzyj wideo: Konin. Św. Mikołaj wjechał rikszą na rynek. Choinka już świeci (Może 2024).